KORYTÓW DANE STATYSTYCZNE Powierzchnia: 233 ha
OKIEM MARKA PERZYŃSKIEGO
Kamienny chichot maszkary Choć był mroźny luty 1898 roku i padał śnieg, prezbiterium kościoła w Cieplicach Śląskich ozdabiał gaj pomarańczowy, a pierwsze rzędy ławek przybrane były zielonymi girlandami. Zasiadła w nich m.in. szlachta z dalekiej ziemi kłodzkiej. Przybyła na ślub Rudolfa Pilati von Thassul zu Daxberg z Korytowa z hrabianką Alice von Schaffgotsch z Cieplic Śląskich. Do wnętrza kościoła wpuszczono tylko 600 osób za zaproszeniami, choć chętnych do obejrzenia ceremonii było znacznie więcej. Ciekawscy zbierali się już od rana przed pałacem, by móc coś zobaczyć. Nic dziwnego. Ostatecznie łączyły się dwa arystokratyczne rody. Schaffgotschowie posiadali olbrzymie majątki ziemskie, lasy, wspomniany pałac w Cieplicach, prywatne muzeum, no i oranżerię, z której pochodziły pomarańczowe drzewka „ślubne”. Ale i Daxbergowie nie wylecieli sroce spod ogona. Pałac w Korytowie, choć znajduje się obecnie w kiepskim stanie, wciąż robi wielkie wrażenie. Najdziwniejsze są... jego dwa identyczne wejścia. W kluczach obu portali zachowały się maszkarony, które – jak się wydaje - pokazują szyderczo języki. W ogóle to dziwaczne stworzenia (pół ludzie, pół zwierzęta). Dawniej wzbudzały strach i obrzydzenie. Z włoskiego „mascherone” to zresztą ni mniej ni więcej, tylko „morda, pysk”. Dlaczego umieszczone zostały więc w tak eksponowanych miejscach, jak wejścia do tak pełnej przepychu rezydencji? Niechęć do gości? Kaprys? Ironia? A może po prostu zwykłe zamiłowanie do antyku? Pewnie już się tego nie dowiemy. Największy wpływ na umieszczenie maszkaronów w tym miejscu miał zapewne wybitny architekt Jacobo Carove, który z mistrzowską precyzją potrafił przenieść na ziemię kłodzką to, co najlepsze w architekturze włoskiej. Stąd pewnie i motyw maszkaronów, wiążący się z dawnymi włoskimi balami maskowymi. Carove – syn rodowitego Włocha – Andrea Carove, poliera zatrudnionego w przedsiębiorstwie Luragi w Kłodzku, wzrastał w atmosferze sztuki włoskiej. Jako artysta czynny był na terenie hrabstwa kłodzkiego w latach 1670-1714. Długo pełnił funkcję nadwornego architekta Althannów z Międzylesia, dla których przebudował m.in. międzyleski pałac oraz zaprojektował kościół w Nowej Wsi. Obie budowle są tak potężne, że wręcz przytłaczają swym ogromem. Nie inaczej miało być i w Korytowie, z tym że tutaj „teatr wielkości” rozegrał się wewnątrz pałacu. Monumentalizm budowli podkreślały pełne przepychu i pompatyczności paradne schody. Szkoda, że nie można ich zobaczyć. Bramy zamurowano, a cenną kamieniarkę przedstawiciel Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa z Wrocławia (zarządca tego kompleksu) zabezpieczył w pałacu w Strudze koło Wałbrzycha. Jest więc pewne, że nie zostanie skradziona. To właśnie bramy są jednym z tych elementów, dla których warto tutaj nadal przyjechać. Drzwi zawsze były symbolem przejścia. W tym przypadku przypominały, że przekraczając je wchodzi się w świat zarezerwowany tylko dla określonej klasy społecznej. Musiały być więc ozdobne, a jednocześnie praktyczne – pałac w Korytowie to ciekawy przykład rezydencji wiejskiej, otoczonej z jednej strony parkiem, z drugiej zaś folwarkiem. Uniwersalizm bram uwidacznia się m.in. w ich podziale. Jedna z bram składa się z jednego ogromnego skrzydła podzielonego na wiele elementów, które otwierano zależnie od potrzeby. W codziennym użyciu była mała bramka. Całość wkomponowano w bogato ozdobiony portal. Druga brama nie jest już tak uniwersalna – składa się z dwóch niepodzielnych skrzydeł. Tylko kilka kroków dzieli pałac od parku, w którym rosną m.in. potężne 250-letnie pomnikowe buki (niektóre poskręcane dziwacznie jak w upiornej baśni), dęby, graby, świerki i sosny. Lokatorzy oficyny przypałacowej mają nadzieję, że ktoś kupi pałac i przywróci mu jego dawną świetność. Kiedyś była to jedna z najpiękniejszych rezydencji barokowych na ziemi kłodzkiej. Powstała w 1711 roku dla hrabiego Antoniego Hardecka, syna komendanta twierdzy kłodzkiej. Kolejni właściciele nie zagrzewali tutaj zwykle długo miejsca, choć wszystko kręciło się wokół nich. Potrzebom pałacu podporządkowano nawet układ przestrzenny wsi (większość zabudowań wchodziła w skład folwarku). Krnąbrni poddani karani byli przy pręgierzu z 1712 roku, stojącym na skraju parku (od strony Kłodzka). Zniknął on w tajemniczych okolicznościach w latach 60. XX wieku, choć należał do najciekawszych zabytków średniowiecznego prawa na ziemi kłodzkiej. Ponoć wykorzystano go jako... materiał budowlany. Gdy drzewa zgubią liście, widać doskonale wszelkie zachowane zdobienia pałacu oraz pomnika św. Jana Nepomucena z 1726 roku, który stoi przy wjeździe do parku od strony Piszkowic. Warto przyjrzeć się też okolicznym polom – w okolicach Korytowa występuje jaspis – półszlachetny, ciemnoczerwony lub brunatny kamień (odmiana chalcedonu) używany m.in. w jubilerstwie. Dawniej wyrabiano z niego m.in. amulety i talizmany. Jeśli to prawda, że pomaga w przezwyciężaniu wszelkich trudności życiowych, mielibyśmy kłopoty z głowy. Na podstawie „Przewodnika dla dociekliwych. Gminy Kłodzko skarby i osobliwości” autorstwa Marka Perzyńskiego. Figura św. Jana Nepomucena z 1726 roku. Postument ozdabia kartusz herbowy. św. Juda Tadeusz z 1754 roku, fundator: Andreas Sigemundt, Anioł podtrzymuje mandylion - odciśnięty wizerunek Jezusa. Tutaj powędkujesz
|
|